czwartek, 30 stycznia 2014

Moje tokijskie mieszkanie


Siedzę na macie tatami w pokoju urządzonym w tradycyjnym japońskim stylu i piszę na komputerze opierając się o materac wysokości 30 cm, który jest za moimi plecami. Materac to element "umeblowania" w stylu europejskim. Dla Japończyka wystarczyłaby gąbka grubości około 5 cm, na której ułożyłby pościel. Przed sobą mam przesuwane prowadzące na balkon drzwi zrobione z drewnianej ramy podklejonej papierem przypominającym pergamin. Kiedy się odsunie jedno ich skrzydło  można zobaczyć przez grubą szybę ścianę wspaniałej zieleni. Za drugim ich skrzydłem kryje się siatka, która zabezpiecza przed owadami. W pokoju  nie ma okien. Prócz tego jest w nim stojąca na podłodze lampa i niski stolik. Naprzeciwko drzwi balkonowych jest duża wnęka-szafa o przesuwanych drzwiach z szeroką półką w połowie wysokości. To schowek na posciel. Maty na podłodze przyjemnie pachną słomą, są czyste. Do tego pokoju  wchodzi się na bosaka! Na ścianie na wysokości około 1,5 metra jest płaska gruba listwa, zapewne do wieszania odzieży. Pokój sprawia ascetyczne wrażenie. Najlepiej chyba nadaje się na sypialnię i ćwiczenia jogi (albo zen), ale inne pokoje też nie są zbyt funkcjonalne. Na przykład garderoba. Jej wyposażenie stanowi biegnąca wzdłuz sciany szafa w ścianie: półki z góry na dół a tuż przed nimi, na całej długości półek - drązek do wieszania odzieży. Ubrania nie można powiesic w poprzek, bo odległosc od półek do drzwi szafy jest za mała. Trzeba więc zasłonić umieszczonymi na wieszakach rzeczami półki. Prostopadle do tej szafy biegnie inna - nie wiadomo czemu służy, bo nie ma w niej wcale półek - po prostu oddzielona drzwiami pusta przestrzeń.  Można się tam schować i udawać że nikogo nie ma w domu. Sypialnia jest mała, mieszczą się tam tylko dwa łózka i deska do prasowania. Kuchnia to pomieszczenie bez okien o dwóch wejściach z korytarza, z którego wchodzi się też do ubikacji (ogromny sedes z elektronicznym panelem sterowania - z opcją mycia i suszenia!) oraz do łazienki posiadającej przedsionek z lustrem i umywalką oraz osobnym pomieszczeniem przeznaczonym na wannę i brodzik (właściwie cała ta część łazienki jest brodzikiem, bo prysznic jest bezpośrednio nad podłogą).

Mieszkanie nie ma okien tylko drzwi balkonowe w każdym z pokojów. Wszędzie są świetlówki, toteż zapalanie światła trwa dłużej, niż by się chciało.  Trzypalnikowa kuchenka gazowa, zmywarka, plastikowe blaty to wyposażenie kuchni. Nie ma tam miejsca na stół, bo jest zbyt wąska. Pralka automatyczna jest wbudowana w ścianę na korytarzu. Miejscowe pralki piorą w zimnej wodzie (oszczędność!). Trzeba koniecznie używać japońskich proszków, bo te tańsze - amerykańskie nie dopierają w stopniu zadowalającym. Lodówka nie odbiega od normy, przynajmniej na pozór. Chodząc po mieszkaniu trzeba uważac by nie potknąć się z powodu występujacej róznicy poziomow - z przestrzeni położonej niżej stanowiącej przedpokój wchodzi się na wyżej położony korytarz. Z korytarza wchodzimy pięć centymetrow w górę do pokoju z tatami. W mieszkaniu aż roi się od elektronicznych przycisków. Głowny panel sterowania znajduje sie z salonie. Kiedyś gdy nacisnęłam po kolei wszystkie przyciski usłyszałam dziwny szum z łazienki. Okazało się, że w wannie leje się woda. Odkryłam w ten sposób opcję: "przygotuj  kąpiel nie ruszając sie z salonu". Inne przyciski to klimatyzatory i lampy oświetleniowe. Obok panelu jest domofon z ekranem, na którym widać kto dzwoni do drzwi. Gdy pierwszej nocy kładłam się spać, zgadało się o trzęsieniach ziemi. Chciałam wiedzieć, co należy zrobic w takiej sytuacji. "Chodź tutaj, to ci pokażę" - powiedział mąż, więc wstałam i podeszłam do szafy. Na półce były dwa kaski, niżej plecak. "Trzeba szybko wdziać kask, chwycić plecak i uciekac pod stół" - powiedział. Przy słabszych trzęsieniach nie należy uciekać z budynku. Pierwsze wstrząsy nie są groźne, dopiero w drugim etapie zaczynają spadać lampy z sufitu i przedmioty z półek. Grozi to zranieniem. Lepiej więc, żeby w swym japońskim domu nie ustawiać wysoko na pólkach kieliszków, porcelany ani cięższych przedmiotów. 

         W garażu jest komora na śmieci. Należy je sortować. Butelki z tłustych płynow umyć dokładnie. Kartony po sokach i mleku również, a następnie rozłożyc na plasko. Nie umyte nie nadają się do reutylizacji. Osobno układa sie rzeczy mozliwe do spalenia, osobno niepalne. Kartony i papier trzeba związywać sznurkiem. Za wywożenie posortowanych śmieci płaci miasto. Meble, stary sprzęt elektroniczny itp. zbierają specjalne służby, jeśli wezwie się je telefonicznie. Za to już trzeba zapłacić osobno.    

         Wrażenie z Tokio, w którym to mieszkanie się znajduje:  miasto w szarych kolorach, z mnóstwem wieżowców, estakad, trochę jak Nowy Jork. Nie wydaje się brzydkie, zadziwiająco harmonizuje z szarością nieba i oceanu. Jeśli gdzieś widać zieleń - porasta powierzchnię ziemi gęsto, jak kożuch. Czasami wzbijają sie w powietrze wysokie drzewa.  

Jakich to chmur szarych kołyska
jakich to drutów żelbetowych pręgi
 
jakiż to grzbiet tygrysi
 
tokiot wielki
 

2 komentarze:

  1. No nie wiem czy bym chciał w takich warunkach mieszkać. Pewnie to kwestia przyzwyczajenia ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ech, nie było tak źle, jeśli było się w swoim domu. Gorzej było w klasztorze buddyjskim, bo o 6.30 rano zwijali futon i nie było gdzie się podziać w pokoju.

    OdpowiedzUsuń