10.08.2013
Porównuję pewien konkretny bank japoński z pewnym konkretnym
dużym bankiem polskim. Nie będę tu wymieniać ich z nazwy. W banku japońskim
każdy klient pobiera numerek i jest wzywany do okienka przez „gadający automat”.
W banku polskim „jedna pani pyta drugiej pani: a pani to za kim stoi?”, o
numerkach nie ma mowy. W banku japońskim jest wiele wygodnych miejsc siedzących
– można poczekać na swoją kolej. W banku polskim jest kilka miejsc siedzących ale
nie starcza ich dla wszystkich. W banku japońskim jest osiem okienek, każde
czynne. W banku polskim są cztery okienka, czynne są tylko dwa. W banku
japońskim po sali chodzi pracownik i pyta, czy może w czymś pomóc oczekującym
na swoją kolej klientom, np. poprzez wskazanie im odpowiedniego druku do wypełnienia
jeśli nie przygotowali go wcześniej. Czasami też wyszukuje klientów, którzy
właśnie mają podejść do okienka i daje im sygnał, że już niedługo będą obsłużeni.
W banku polskim klient sam musi się zorientować do którego okienka podejść ze
swoją sprawą i jeśli czegoś wcześniej nie wypełnił to jego problem. W banku
japońskim są wystawione okulary z powiększającymi szkłami dla tych, co słabo
widzą a nie wzięli swoich. W banku polskim nie ma czegoś takiego. Bank japoński pozwala na załatwienie swojej
sprawy bezstresowo. Bank polski jest miejscem, gdzie nerwy mogą dojść do głosu,
jeśli ktoś nie odznacza się szczególną cierpliwością. Amen
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz